MONCKTRIP // MAREK OGIEŃ

MONCKTRIP // MAREK OGIEŃ

Skąd ja znam Norwegię? A już wiem. Z wysokości 30 cm nad ziemią, dużych czerwonych truskawek. Jezu jak mnie wtedy bolały plecy ale człowiek musiał walczyć bo zbierało się na akord.

Pamiętam jeszcze jak sprzątałem Oslo. Ja w zielono-pomarańczowy odblaskowym uniformie, słuchawki wygłuszające i okulary kosiarza. Piękni, eleganccy Norwedzy i Norweżki idą ulicami a ja z blowerem sprzątam kamyczki z chodników. I jeszcze jedno pamiętam, tego nie zapomnę nigdy. To był krótki epizod bo trwał niecały tydzień. Malowałem kiedyś świniarni. Piękna norweska czerwień kapała mi z pędzla a ja bujałem się na boki na podnośniku. Najgorzej było przy wentylatorze. Trzeciego dnia już mi było wszystko jedno, śmierdziałem tak strasznie że musiałem się rozbierać przed domem do naga, ubranie wsadzałem do wielkiego czarnego worka i zostawiałem przed domem a sam leciałem prosto pod prysznic i nawet jak się umyłem to miałem wrażenie, że chodzi koło mnie świnia. To była mój obraz Norwegii do końca marca tego roku.

Kilka miesięcy temu chłopaki spytały mnie czy nie chciałbym pojechać z nimi kamperem do Norwegii na zdjęcia. Nawet się nie zastanawiałem. W czterech siedliśmy nad mapą, spisaliśmy kto co je, zdobyliśmy cały potrzebny sprzęt i ruszyliśmy w drogę. Wychodząc z domu pożegnałem prysznic i dziewczynę. 2500 km od domu, nasz nowy dom na czterech kółkach stanął na granicy fińsko-norweskiej a policjanci przyglądając się soku jabłkowemu w szkle spytali czy jesteśmy może kontrabandą. Wszyscy buchnęliśmy śmiechem. W śniegu i zamieci po 36h dojechaliśmy do Tromso. Lyngen Alpes jest nasze!

Przez następne 11 dni wspinaliśmy się po najpiękniejszych szczytach jakie w życiu widziałem, pozwoliliśmy się sobie zgubić krążąc między magicznymi fiordami, przecinając małe norweskie wioski i napawając się widokami których nie mamy na co dzień. Z 0 do 900, 0 do 750, z 0 do 800, 0 do 1300 itd. Każdego dnia wolność, pieprzyć społeczeństwo i ich problemy.

Wychodziliśmy w samotności, każdy z uśmiechem na twarzy, zjeżdżaliśmy krzycząc, śmiejąc się i świrując jak małe dzieciaki, totalna wolność! Każde wyjście na szczyt to osobna historia. Jak już się stanie na górze i otacza Cię woda, fiordy z każdej strony, wygląda to jak apokaliptyczne miejsce z przyszłości, ostatnie miejsce gdzie panuje zima, zostały tylko wysokie partie gór, ludzie musieli przenieść się wyżej bo woda zalała doliny, to koniec, już nie uratujemy tej planety, zostaje nam tylko nacieszyć się tym co jest. Ta cała epickość tego wyjazd przerodziła się w mojej głowie w fakty. Momenty które pamiętam i obrazują najbardziej naszą podróż.

Trzeciego a w zasadzie już drugiego dnia prysznic wilgotnymi chusteczkami przestawał mieć znaczenie. Suchy szampon zawiódł mnie również trzeciego dnia. Spięliśmy się o politykę 8 dnia. W niektórych momentach zaspy były tak wysokie że najłatwiej było zrobić kupę na ulicy. Szóstego dnia oglądaliśmy pierwszy film, była to romantyczna komedia o przyjaźni dwóch kobiet. Dzień później oglądaliśmy komedię o homoseksualistach. Dziesiątego dnia Staszek spytał po raz 20 czy któryś z nas nie widział jego białych gogli. Później już pytał czy ktoś nie ma jego słuchawek. Kiedy w Polsce było +20C Mikołaj zrezygnował z podejścia, jego foki odklejały się a my w trójkę poszliśmy dalej. 30 min później Staszek idący przede mną walczy, ja opierałem się jedną nogą na małej skałce, nie miałem w ogóle przyczepności, pod nami była długa ściana kończąca się uskokiem, wiał zimy wiatr i od 10 min trwała mało sympatyczna sytuacja. Niepewność przeradza się w strach a strach paraliżuje ciało, ściana po prawej uciekała daleko w dół a do pokonania mieliśmy max 10 m przewyższenia. Cieszę się że wypiąłem sprzęt i poszedłem z buta. Prawie każdej bezchmurnej nocy tańczyła nad naszymi głowami zorza polarna.

Nie wiem ile razy jedliśmy pesto ale wiem że nie zjem go prędko. Siódmego dnia po raz pierwszy i ostatni braliśmy ciepły prysznic. Następnego dnia dojechaliśmy do Lofotów i jednogłośnie przyznaliśmy sobie rację - golfsztorm jest ciepłym wiatrem. Trzeciego dnia skoczyłem nagi do śnieg. Poziom zimności śniegu w Norwegii jest zdecydowanie większy niż nasz. Ostatniego dnia zrobiliśmy 1300m przewyższenia i to był freeride mojego życia. Piątego dnia wdał się chaos i pojawiło się pytanie - widziałeś moje...? Ósmego dnia mama (nigdy nie była w Skandynawii) napisała do mnie smsa czy byliśmy w knajpie na rybie i czy są dobre? Odpisałem jej że właśnie kupiliśmy najtańszy chleb jaki został w sklepie za 20zł. Czwartego dnia stwierdziliśmy że nie będziemy gnojami, przesegregowaliśmy śmieci. Każdego dnia rano w kamperze było około 5C. W ciągu 14 dni zrobiliśmy 7500km i objechaliśmy Bałtyk dookoła. To była moja najpiękniejsza wiosna.

Wielkie dzięki dla Staś T Wardy Szymon Girtler Mikołaj Wojciechowski ja wspólną podróż. Gdyby nie podroż z Wami nie wyglądałoby to tak świetnie. Przy okazji bardzo serdecznie chcielibyśmy podziękować LYO FOOD oraz Vibe. Bez podlizywania się LYO zrobiło na nas niesamowite wrażenie. Braliśmy je ze sobą w góry, jedliśmy je po desce i nartach, jest smaczne i bez żadnego dziadostwa. Jeżeli ktoś wybiera się na kamping lub wycieczkę krótszą lub dłuższą niech sprawdzi LYO. Vibe bez Was uschnelibyśmy na tej wyprawie. Dzięki serdeczne chłopaki, ratowaliście nam pragnienie każdego dnia.

Przy okazji jeszcze podziękowania dla PAJAK, Patagonia, Monck Custom, Mehow dzięki za splita, zakochałem się w nim na maxa.

Tekst i Zdjęcia: Marek Ogień // www.ogienphoto.com